No nareszcie
się udało! ^^
Tutaj macie kolejny rozdział, który napisałam z
moją przyjaciółką, Amandą i dlatego powinno być co najmniej
DOBRZE :3
___________________________________________________________________________
Wybiegłam z domu.
Słyszałam, że niebieskooki nerwowo otworzył drzwi od łazienki i
pobiegł do swojego pokoju, sprawdzić, co się stało.
-Więc mam chwilę.
–Pomyślałam. Nie znam dobrze okolic, ale, gdy kiedyś szliśmy z
Niallem plażą, zauważyłam przystanek wśród drzew. Ruszyłam
przed siebie. Biegłam truchtem, tą drogą, którą kiedyś szłam z
Niallem, trzymając się za ręce. Byłam wtedy szczęśliwa. Z
chłopakiem, którego kocham. Niestety. Pomyślałam, że z naszej
historii można by napisać niezłą książkę. A najbardziej dziwi
mnie zmiana zachowań Nialla. Może on nie umie inaczej? Dziwne to
wszystko. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać.
Zwolniłam tempo, otarłam łzy. Upewniłam, się, że Niall za mną
nie biegnie i przystanęłam. Usiadłam na piasku i przesiewałam go
z ręki, do ręki. Stopy zakopałam w ciepłym piasku i nasłuchiwałam
krzyku mew. Czy one mają lepsze życie? No, nie wiem. Też, zawsze
kiedy, wszystko się układa, kiedy dostają jakąś rybę do
zjedzenia, przylatują inne mewy i zjadają wszystko. Z myśli
odciągnęło mnie dziecko przebiegające przede mną. Mały,
szczęśliwy brunet z zabawnymi loczkami. Miał duże, zielone oczy i
dołeczki. Słodko wyglądał. Za nim, biegła jak przypuszczam, jego
mama. Śmiała się i wołała „Harry! Wracaj!”. Kiedy w końcu
go dogoniła, podniosła go do góry, przytuliła i pocałowała w
policzek. Czy ja nie mogę mieć takiej szczęśliwej rodziny? Czy
kiedyś mi się to uda? Niby mam dopiero 19 lat, ale jak dotąd
szczęście mi nie sprzyja. Licząc na lepszą przyszłość,
podniosłam się, otrzepałam z piasku i ruszyłam, w stronę
przystanku. Na szczęście, doszłam bez problemów, bo mam dobrą
pamięć. Po paru minutach nadjechał jakiś autobus. Zdążyłam
zauważyć, że ma nr. 13, ale i tak nic mi to nie mówiło.
Wsiadłam. Jechaliśmy długo, chyba przez 15 minut, aż dojechaliśmy
do następnego przystanku. Wysiadłam, ponieważ zauważyłam
kontrolera, a ja przecież nie mam biletów. Ludzie, którzy również
wtedy wyszli z autobusu szli w stronę jakiegoś placu, więc aby nie
odstawać, wmieszałam się w tłum. Szliśmy dosyć długo, nawet
zaczęłam się rozglądać, czy tylko ja jestem już zmęczona, ale
wszyscy kroczyli z kamiennymi twarzami, co mnie nawet trochę
rozśmieszyło. W pewnym momencie doszliśmy do miejsca, gdzie nie
rosły już żadne drzewa, i było strasznie głośno. Zanim
zorientowałam się, gdzie jestem, zobaczyłam wznoszący się przede
mną samolot. Bez wahania, przekroczyłam próg, drzwi z napisem
„Lotnisko im. Liama Payne”. W środku bramki były już otwarte,
więc bez zastanowienia przeszłam przez nie. Nagle przypomniałam
sobie, że nie mam biletu, więc schowałam się za muskularnym
mężczyznom idącym w stronę poczekalni przed odlotem. Na szczęście
jestem dosyć drobna, więc kontrolerzy mnie nie zauważyli. Kiedy z
głośników wydobył się głos, oświadczający, że samolot zaraz
startuje, zajęłam miejsce za dużą torbą jakiejś studentki i
zamknęłam oczy. Chciałam przemyśleć wszystko co się ostatnio
stało, ale nagle usłyszałam głos wymawiający moje imię. Taki
ciepły, delikatny… Mama! Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam
idącą w moją stronę rodzicielkę. Miała zdziwioną, ale zarazem
szczęśliwą minę.
-Dziecko, co ty tu
robisz? –Zapytała troskliwie.
-Mamo, ja…
-Rozpłakałam się.
Przytuliła mnie i
prowadziła w stronę wyjścia. Czułam ciekawski wzrok wszystkich
pasażerów, ale nie obchodziło mnie to. Cieszyłam się, że w tej
chwili byłam z mamą.
fajne , tylko teraz pewnie znowu będzie trzeba czekać na następny tydzień , co ?? ;)
OdpowiedzUsuńZajebiste pisz dalej ,3
OdpowiedzUsuńBoskoo <3
OdpowiedzUsuń