poniedziałek, 8 lipca 2013

cz.6

No nareszcie się udało! ^^
Tutaj macie kolejny rozdział, który napisałam z moją przyjaciółką, Amandą i dlatego powinno być co najmniej DOBRZE :3

___________________________________________________________________________

Wybiegłam z domu. Słyszałam, że niebieskooki nerwowo otworzył drzwi od łazienki i pobiegł do swojego pokoju, sprawdzić, co się stało.
-Więc mam chwilę. –Pomyślałam. Nie znam dobrze okolic, ale, gdy kiedyś szliśmy z Niallem plażą, zauważyłam przystanek wśród drzew. Ruszyłam przed siebie. Biegłam truchtem, tą drogą, którą kiedyś szłam z Niallem, trzymając się za ręce. Byłam wtedy szczęśliwa. Z chłopakiem, którego kocham. Niestety. Pomyślałam, że z naszej historii można by napisać niezłą książkę. A najbardziej dziwi mnie zmiana zachowań Nialla. Może on nie umie inaczej? Dziwne to wszystko. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Zwolniłam tempo, otarłam łzy. Upewniłam, się, że Niall za mną nie biegnie i przystanęłam. Usiadłam na piasku i przesiewałam go z ręki, do ręki. Stopy zakopałam w ciepłym piasku i nasłuchiwałam krzyku mew. Czy one mają lepsze życie? No, nie wiem. Też, zawsze kiedy, wszystko się układa, kiedy dostają jakąś rybę do zjedzenia, przylatują inne mewy i zjadają wszystko. Z myśli odciągnęło mnie dziecko przebiegające przede mną. Mały, szczęśliwy brunet z zabawnymi loczkami. Miał duże, zielone oczy i dołeczki. Słodko wyglądał. Za nim, biegła jak przypuszczam, jego mama. Śmiała się i wołała „Harry! Wracaj!”. Kiedy w końcu go dogoniła, podniosła go do góry, przytuliła i pocałowała w policzek. Czy ja nie mogę mieć takiej szczęśliwej rodziny? Czy kiedyś mi się to uda? Niby mam dopiero 19 lat, ale jak dotąd szczęście mi nie sprzyja. Licząc na lepszą przyszłość, podniosłam się, otrzepałam z piasku i ruszyłam, w stronę przystanku. Na szczęście, doszłam bez problemów, bo mam dobrą pamięć. Po paru minutach nadjechał jakiś autobus. Zdążyłam zauważyć, że ma nr. 13, ale i tak nic mi to nie mówiło. Wsiadłam. Jechaliśmy długo, chyba przez 15 minut, aż dojechaliśmy do następnego przystanku. Wysiadłam, ponieważ zauważyłam kontrolera, a ja przecież nie mam biletów. Ludzie, którzy również wtedy wyszli z autobusu szli w stronę jakiegoś placu, więc aby nie odstawać, wmieszałam się w tłum. Szliśmy dosyć długo, nawet zaczęłam się rozglądać, czy tylko ja jestem już zmęczona, ale wszyscy kroczyli z kamiennymi twarzami, co mnie nawet trochę rozśmieszyło. W pewnym momencie doszliśmy do miejsca, gdzie nie rosły już żadne drzewa, i było strasznie głośno. Zanim zorientowałam się, gdzie jestem, zobaczyłam wznoszący się przede mną samolot. Bez wahania, przekroczyłam próg, drzwi z napisem „Lotnisko im. Liama Payne”. W środku bramki były już otwarte, więc bez zastanowienia przeszłam przez nie. Nagle przypomniałam sobie, że nie mam biletu, więc schowałam się za muskularnym mężczyznom idącym w stronę poczekalni przed odlotem. Na szczęście jestem dosyć drobna, więc kontrolerzy mnie nie zauważyli. Kiedy z głośników wydobył się głos, oświadczający, że samolot zaraz startuje, zajęłam miejsce za dużą torbą jakiejś studentki i zamknęłam oczy. Chciałam przemyśleć wszystko co się ostatnio stało, ale nagle usłyszałam głos wymawiający moje imię. Taki ciepły, delikatny… Mama! Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam idącą w moją stronę rodzicielkę. Miała zdziwioną, ale zarazem szczęśliwą minę.
-Dziecko, co ty tu robisz? –Zapytała troskliwie.
-Mamo, ja… -Rozpłakałam się.
Przytuliła mnie i prowadziła w stronę wyjścia. Czułam ciekawski wzrok wszystkich pasażerów, ale nie obchodziło mnie to. Cieszyłam się, że w tej chwili byłam z mamą.

3 komentarze:

  1. fajne , tylko teraz pewnie znowu będzie trzeba czekać na następny tydzień , co ?? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste pisz dalej ,3

    OdpowiedzUsuń