Kiedy w końcu
wyszłyśmy z samolotu, zauważyłam stojącego przede mną
mężczyznę. Był opalony, miał na sobie ciemne okulary i niebieską
koszulę z krótkim rękawem, oraz dżinsy do kolan. Miał poważną
minę, raczej nie był zadowolony z tego, że tu jest.
-Susan,
poznaj Paula. –Powiedziała mama wskazując na owego mężczyznę.
Uśmiechnął się lekko i wyciągnął do mnie dłoń. Niepewnie na
niego spojrzałam i podałam mu swoją. Tak mocno ścisnął moją
rękę, że gdy tylko na nią spojrzałam, była cała czerwona i
piekła.
-Jak to się stało, że tu jesteście? Czy nie mieliście
być jeszcze trzy dni na Florydzie?
-Mieliśmy, ale okazało się,
że mają tam okropny klimat. Padało cały dzień, więc
zdecydowaliśmy, że wrócimy. Kiedy mieliśmy wychodzić z lotniska,
zobaczyłam Ciebie i krzyczałam, ale mnie nie usłyszałaś, więc
pobiegłam za Tobą. A może lepiej ty powiedz jak się tu znalazłaś?
–Powiedziała mama, już lekko karcącym głosem.
-No, bo…
Niall. –Odezwałam się cicho.
-Co on zrobił? –Paul odezwał
się po raz pierwszy.
-On… chciał mnie zgwałcić. Ale to parę
dni temu, a dzisiaj, kiedy mieliśmy iść na plażę przyszedł do
niego sms. Pomyślałam, że to wiadomość od Paula, więc
otworzyłam ją. Ale…to było od Toma, jednego z dwóch bandytów,
którzy chcą żeby Niall spłacił im dług, bo pożyczył parę
miesięcy temu na operację brata. Wcześniej Niall wytłumaczył mi,
że oni chcą tylko tych pieniędzy i obiecałam mu, że pomogę w
spłacie, choćbym miała pracować całe dnie, ale on napisał…
-Zalałam się łzami. Spojrzałam na mamę i Paula. Dopiero teraz
zauważyłam, że ten zdjął okulary i obydwoje patrzą się na mnie
z szeroko otwartymi oczami i niedowierzająco kiwają
głową.
-Spokojnie kochanie. Masz tu chusteczkę. –Powiedziała
mama i podała mi całe opakowanie. Kiedy wytarłam łzy, dokończyłam
–Dokładnie napisał „Fajna ta laska co z Tobą mieszka. Nie
chcesz nam jej przedstawić? Albo wiesz, co? Nie siłuj się z tym.
My sami po nią wpadniemy, tak za godzinę. Dasz nam ją, a my nie
będziemy chcieli spłaty długu. I rachunki wyrównane. A jeżeli
nie dasz… to pożałujesz.” Kiedy skończyłam cytowanie tego
okropnego sms-a z płaczem wtuliłam się w mamę. Zapadła cisza.
Mama głaskała mnie po włosach i chyba szepnęła coś do Paula.
Kiedy podniosłam głowę, już go nie było.
-Gdzie poszedł
Paul? –Zapytałam w końcu.
-Pojechał do domu. Porozmawia z
Niallem, a my w tym czasie przejedziemy się do miasta na małe
zakupy. Dobrze? –Powiedziała, ocierając moją łzę.
-Ok.
*Oczami
Nialla*
Co teraz? Skoro Susan przeczytała tego sms-a… Gdzie ona
do cholery pobiegła? Mogła poczekać, wyjaśniłbym jej, że i tak
nikomu bym jej nie dał… Nie przeżyłbym, gdyby jej spadł włos z
głowy, ja zawsze będę jej bronić! Ale co mi po takich wyznaniach,
skoro ona i tak tego nie wie?
Chwila… czy ja dobrze słyszę?
Warkot samochodu? O nie! To pewnie Tom i Marcus… Oni mnie
zabiją!
Szybko podbiegłem do tylnych drzwi, gotowy do ucieczki,
kiedy do domu wpadł mój tata. Uspokoiłem się już, chociaż serce
nadal mi waliło, bo domyślam się, dlaczego…
-Niall! –Krzyknął
nerwowo. Spojrzał na mnie ze złością i podszedł do mnie. –Co
ty do cholery wyprawiasz? Najpierw chcesz zgwałcić dziewczynę, a
potem, kiedy ona zaczyna ci ufać, chcesz ją sprzedać?
-Tato,
ja… -Miałem łzy w oczach. Donośny głos mojego ojca zawsze
budził we mnie strach.
-Nie chcę wytłumaczeń! Masz się stąd
wynieść! I to zanim wróci Grace i Susan!
-Tato! Ty chcesz,
żebym się wyniósł z domu? –Zapytałem z niedowierzaniem.
-Tak!
I to już! –Krzyknął mi prosto w twarz.
Ominąłem go szybko,
tak by nie zobaczył spływającej po moim policzku łzy i poszedłem
do mojego pokoju po bluzę. Nie potrzebuję nic więcej. I tak moje
życie już straciło sens. Kiedy zszedłem po schodach w dół,
ojciec już czekał przy otwartych drzwiach. Mijając go,
powiedziałem „Przepraszam” i wyszedłem na dwór. Drzwi tak
trzasnęły, że przestraszyłem się, że szyby wylecą, ale słysząc
jedynie ten trzask, z płaczem, szybkim krokiem ruszyłem przed
siebie.
*Oczami Susan*
W końcu wróciłyśmy do domu.
Cieszę się, że mama tak o mnie zadbała. Pojechałyśmy do H&M
i Croppa, gdzie dostałam buty, pięć bluzek, trzy pary szortów,
skarpetki, okulary przeciwsłoneczne, naszyjnik, sweter, sukienkę,
kolczyki i jakąś bieliznę. No cóż, raz się żyje, a to mama
zdecydowała się na taki wielki zakup. Kiedy dojechałyśmy do domu,
pierwsza wysiadłam z taksówki. Moja mama zapłaciła kierowcy i
jeszcze chwilę z nim rozmawiała. Kiedy zaopatrzona w trzy wielkie
siatki, ruszyłam w stronę bramy, usłyszałam trzask drzwi. Chwilę
później z domu szybkim krokiem wyszedł zapłakany Niall. Miał ze
sobą jedynie bluzę… czy to możliwe, że Paul wyrzucił go z
domu?
Przecież nie mógł tego zrobić, to jego syn! A zresztą,
Niallowi grozi niebezpieczeństwo! Marcus i Tom na pewno będą go
śledzić i mogą go pobić, a może nawet zabić! O nie!
Kiedy ta
straszna myśl do mnie dotarła, rzuciłam na ziemię wszystkie
reklamówki, po czym pobiegłam w stronę domu.
wtorek, 16 lipca 2013
poniedziałek, 8 lipca 2013
cz.6
No nareszcie
się udało! ^^
Tutaj macie kolejny rozdział, który napisałam z moją przyjaciółką, Amandą i dlatego powinno być co najmniej DOBRZE :3
___________________________________________________________________________
Wybiegłam z domu. Słyszałam, że niebieskooki nerwowo otworzył drzwi od łazienki i pobiegł do swojego pokoju, sprawdzić, co się stało.
-Więc mam chwilę. –Pomyślałam. Nie znam dobrze okolic, ale, gdy kiedyś szliśmy z Niallem plażą, zauważyłam przystanek wśród drzew. Ruszyłam przed siebie. Biegłam truchtem, tą drogą, którą kiedyś szłam z Niallem, trzymając się za ręce. Byłam wtedy szczęśliwa. Z chłopakiem, którego kocham. Niestety. Pomyślałam, że z naszej historii można by napisać niezłą książkę. A najbardziej dziwi mnie zmiana zachowań Nialla. Może on nie umie inaczej? Dziwne to wszystko. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Zwolniłam tempo, otarłam łzy. Upewniłam, się, że Niall za mną nie biegnie i przystanęłam. Usiadłam na piasku i przesiewałam go z ręki, do ręki. Stopy zakopałam w ciepłym piasku i nasłuchiwałam krzyku mew. Czy one mają lepsze życie? No, nie wiem. Też, zawsze kiedy, wszystko się układa, kiedy dostają jakąś rybę do zjedzenia, przylatują inne mewy i zjadają wszystko. Z myśli odciągnęło mnie dziecko przebiegające przede mną. Mały, szczęśliwy brunet z zabawnymi loczkami. Miał duże, zielone oczy i dołeczki. Słodko wyglądał. Za nim, biegła jak przypuszczam, jego mama. Śmiała się i wołała „Harry! Wracaj!”. Kiedy w końcu go dogoniła, podniosła go do góry, przytuliła i pocałowała w policzek. Czy ja nie mogę mieć takiej szczęśliwej rodziny? Czy kiedyś mi się to uda? Niby mam dopiero 19 lat, ale jak dotąd szczęście mi nie sprzyja. Licząc na lepszą przyszłość, podniosłam się, otrzepałam z piasku i ruszyłam, w stronę przystanku. Na szczęście, doszłam bez problemów, bo mam dobrą pamięć. Po paru minutach nadjechał jakiś autobus. Zdążyłam zauważyć, że ma nr. 13, ale i tak nic mi to nie mówiło. Wsiadłam. Jechaliśmy długo, chyba przez 15 minut, aż dojechaliśmy do następnego przystanku. Wysiadłam, ponieważ zauważyłam kontrolera, a ja przecież nie mam biletów. Ludzie, którzy również wtedy wyszli z autobusu szli w stronę jakiegoś placu, więc aby nie odstawać, wmieszałam się w tłum. Szliśmy dosyć długo, nawet zaczęłam się rozglądać, czy tylko ja jestem już zmęczona, ale wszyscy kroczyli z kamiennymi twarzami, co mnie nawet trochę rozśmieszyło. W pewnym momencie doszliśmy do miejsca, gdzie nie rosły już żadne drzewa, i było strasznie głośno. Zanim zorientowałam się, gdzie jestem, zobaczyłam wznoszący się przede mną samolot. Bez wahania, przekroczyłam próg, drzwi z napisem „Lotnisko im. Liama Payne”. W środku bramki były już otwarte, więc bez zastanowienia przeszłam przez nie. Nagle przypomniałam sobie, że nie mam biletu, więc schowałam się za muskularnym mężczyznom idącym w stronę poczekalni przed odlotem. Na szczęście jestem dosyć drobna, więc kontrolerzy mnie nie zauważyli. Kiedy z głośników wydobył się głos, oświadczający, że samolot zaraz startuje, zajęłam miejsce za dużą torbą jakiejś studentki i zamknęłam oczy. Chciałam przemyśleć wszystko co się ostatnio stało, ale nagle usłyszałam głos wymawiający moje imię. Taki ciepły, delikatny… Mama! Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam idącą w moją stronę rodzicielkę. Miała zdziwioną, ale zarazem szczęśliwą minę.
-Dziecko, co ty tu robisz? –Zapytała troskliwie.
-Mamo, ja… -Rozpłakałam się.
Przytuliła mnie i prowadziła w stronę wyjścia. Czułam ciekawski wzrok wszystkich pasażerów, ale nie obchodziło mnie to. Cieszyłam się, że w tej chwili byłam z mamą.
Tutaj macie kolejny rozdział, który napisałam z moją przyjaciółką, Amandą i dlatego powinno być co najmniej DOBRZE :3
___________________________________________________________________________
Wybiegłam z domu. Słyszałam, że niebieskooki nerwowo otworzył drzwi od łazienki i pobiegł do swojego pokoju, sprawdzić, co się stało.
-Więc mam chwilę. –Pomyślałam. Nie znam dobrze okolic, ale, gdy kiedyś szliśmy z Niallem plażą, zauważyłam przystanek wśród drzew. Ruszyłam przed siebie. Biegłam truchtem, tą drogą, którą kiedyś szłam z Niallem, trzymając się za ręce. Byłam wtedy szczęśliwa. Z chłopakiem, którego kocham. Niestety. Pomyślałam, że z naszej historii można by napisać niezłą książkę. A najbardziej dziwi mnie zmiana zachowań Nialla. Może on nie umie inaczej? Dziwne to wszystko. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Zwolniłam tempo, otarłam łzy. Upewniłam, się, że Niall za mną nie biegnie i przystanęłam. Usiadłam na piasku i przesiewałam go z ręki, do ręki. Stopy zakopałam w ciepłym piasku i nasłuchiwałam krzyku mew. Czy one mają lepsze życie? No, nie wiem. Też, zawsze kiedy, wszystko się układa, kiedy dostają jakąś rybę do zjedzenia, przylatują inne mewy i zjadają wszystko. Z myśli odciągnęło mnie dziecko przebiegające przede mną. Mały, szczęśliwy brunet z zabawnymi loczkami. Miał duże, zielone oczy i dołeczki. Słodko wyglądał. Za nim, biegła jak przypuszczam, jego mama. Śmiała się i wołała „Harry! Wracaj!”. Kiedy w końcu go dogoniła, podniosła go do góry, przytuliła i pocałowała w policzek. Czy ja nie mogę mieć takiej szczęśliwej rodziny? Czy kiedyś mi się to uda? Niby mam dopiero 19 lat, ale jak dotąd szczęście mi nie sprzyja. Licząc na lepszą przyszłość, podniosłam się, otrzepałam z piasku i ruszyłam, w stronę przystanku. Na szczęście, doszłam bez problemów, bo mam dobrą pamięć. Po paru minutach nadjechał jakiś autobus. Zdążyłam zauważyć, że ma nr. 13, ale i tak nic mi to nie mówiło. Wsiadłam. Jechaliśmy długo, chyba przez 15 minut, aż dojechaliśmy do następnego przystanku. Wysiadłam, ponieważ zauważyłam kontrolera, a ja przecież nie mam biletów. Ludzie, którzy również wtedy wyszli z autobusu szli w stronę jakiegoś placu, więc aby nie odstawać, wmieszałam się w tłum. Szliśmy dosyć długo, nawet zaczęłam się rozglądać, czy tylko ja jestem już zmęczona, ale wszyscy kroczyli z kamiennymi twarzami, co mnie nawet trochę rozśmieszyło. W pewnym momencie doszliśmy do miejsca, gdzie nie rosły już żadne drzewa, i było strasznie głośno. Zanim zorientowałam się, gdzie jestem, zobaczyłam wznoszący się przede mną samolot. Bez wahania, przekroczyłam próg, drzwi z napisem „Lotnisko im. Liama Payne”. W środku bramki były już otwarte, więc bez zastanowienia przeszłam przez nie. Nagle przypomniałam sobie, że nie mam biletu, więc schowałam się za muskularnym mężczyznom idącym w stronę poczekalni przed odlotem. Na szczęście jestem dosyć drobna, więc kontrolerzy mnie nie zauważyli. Kiedy z głośników wydobył się głos, oświadczający, że samolot zaraz startuje, zajęłam miejsce za dużą torbą jakiejś studentki i zamknęłam oczy. Chciałam przemyśleć wszystko co się ostatnio stało, ale nagle usłyszałam głos wymawiający moje imię. Taki ciepły, delikatny… Mama! Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam idącą w moją stronę rodzicielkę. Miała zdziwioną, ale zarazem szczęśliwą minę.
-Dziecko, co ty tu robisz? –Zapytała troskliwie.
-Mamo, ja… -Rozpłakałam się.
Przytuliła mnie i prowadziła w stronę wyjścia. Czułam ciekawski wzrok wszystkich pasażerów, ale nie obchodziło mnie to. Cieszyłam się, że w tej chwili byłam z mamą.
poniedziałek, 1 lipca 2013
cz. 5
Zdenerwowana wpadłam
do pokoju. Zmieszany Niall odwrócił się do mnie i powiedział do
telefonu:
Sorki, że taki krótki, ale jakoś nie miałam weny ;c
Ale obiecuję, że kolejny będzie dłuższy i lepszy ^^
-Oddzwonię.
Kiedy
odłożył telefon, cały czas stałam naprzeciwko niego bez słowa.
-Niall?
Co się dzieje? –Spytałam cicho, powstrzymując łzy.
Chwilę
wahał się, co powiedzieć, aż w końcu podszedł do mnie, złapał
mnie za rękę i powiedział:
-Nic
się nie stało. Jesteś bezpieczna.
-A
ty? Co ten facet od Ciebie chce?
-Nieważne.
Poczułam,
jak łza spłynęła po moim policzku.
-Powiedz
mi prawdę.
Blondyn
otarł moją łzę i przytulił mnie. Kiedy to zrobił, rozkleiłam
się. Podłoga była już mokra.
-Niall
błagam Cię! Coś ci grozi? –Zawołałam ze szlochem.
-Nie
mogę. –Poparzył się na podłogę.
Już
chciałam wyjść z pokoju, kiedy zaczął mówić:
-Parę miesięcy mój brat miał poważne problemy ze zdrowiem. Leczenie kosztowało strasznie dużo, a my nie mieliśmy takiej sumy. Nikt nie chciał pożyczyć mi pieniędzy. Nagle oni, Marcus i Tom zaproponowali mi pożyczkę. Nie znałem ich, ale zgodziłem się, ponieważ pieniądze były w tym momencie dla mnie najważniejsze. Ich warunkiem było comiesięczna spłata długu w kwocie 100 dolarów i spełnianie ich zachcianek przez dwa lata. Niestety wtedy jakoś o tym nie myślałem. Po prostu wziąłem kasę. Ostatnio zadzwonili do mnie i powiedzieli, że mam spłacić dług, bo mnie zabiją. Ale wczoraj…
-Parę miesięcy mój brat miał poważne problemy ze zdrowiem. Leczenie kosztowało strasznie dużo, a my nie mieliśmy takiej sumy. Nikt nie chciał pożyczyć mi pieniędzy. Nagle oni, Marcus i Tom zaproponowali mi pożyczkę. Nie znałem ich, ale zgodziłem się, ponieważ pieniądze były w tym momencie dla mnie najważniejsze. Ich warunkiem było comiesięczna spłata długu w kwocie 100 dolarów i spełnianie ich zachcianek przez dwa lata. Niestety wtedy jakoś o tym nie myślałem. Po prostu wziąłem kasę. Ostatnio zadzwonili do mnie i powiedzieli, że mam spłacić dług, bo mnie zabiją. Ale wczoraj…
-Oni
ci grożą, a ty mówisz, że to nic? Że nic Ci nie grozi?-
Przerwałam mu. –I co teraz?
Nie
odpowiedział mi. Przycisnął mnie do siebie i powiedział, że
będzie dobrze. Jakoś nie chciałam mu wierzyć.
-Ja
ci pomogę. Razem spłacimy ten dług. A zresztą, nasi rodzice są
bogaci. Czemu oni nie mogą zapłacić? –Spytałam
zdziwiona.
-Wiesz… mój ojciec jest bardzo zasadniczy, twardy itd. Jeżeli dowiedziałby się, że pożyczyłem pieniądze od jakichś typków, których nawet nie znałem, wkurzy się i nie wiadomo co może zrobić.
-Wiesz… mój ojciec jest bardzo zasadniczy, twardy itd. Jeżeli dowiedziałby się, że pożyczyłem pieniądze od jakichś typków, których nawet nie znałem, wkurzy się i nie wiadomo co może zrobić.
-Ojeju…
No dobrze, to jakoś sobie razem poradzimy. –Powiedziałam i dałam
blondynowi całusa.
-Teraz
o tym nie myśl, dobra? Poczekaj tu, ja pójdę się załatwić i
zaraz przyjdę. -Przytaknęłam.
Kiedy
Niall wyszedł z pokoju, otarłam łzy i usiadłam na łóżku. Nagle
przyszła do niego wiadomość. Pomyślałam, że to znowu jego tata,
więc chwyciłam komórkę i kliknęłam: „Otwórz”. Ku mojemu
zdziwieniu, wiadomość była od „Toma”. Czy to nie ten, który
grozi Niallowi? Nerwowo zaczęłam czytać. To, co tam było napisane
wstrząsnęło mną, niż cokolwiek wcześniej. Komórka wypadła z
mojej ręki, a ja nie zważając na nią wzięłam bluzę, zbiegłam
na dół i wybiegłam z domu, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Sorki, że taki krótki, ale jakoś nie miałam weny ;c
Ale obiecuję, że kolejny będzie dłuższy i lepszy ^^
Subskrybuj:
Posty (Atom)