środa, 14 sierpnia 2013

Cz.9

Tą część chciałabym zadedykować Angelice Sos., po której nie spodziewałabym się, że będzie czytać te moje bazgroły ♥
__________________________________________________________

___ Zamrugałam oczami. To niemożliwe.
- Liam? Jak ty się tu...?
Natychmiast podbiegłam do krzaków.
-Niall!? -Krzyczałam.
Rozchyliłam gałęzie i zobaczyłam niebieskookiego. Jego twarz była cała we krwi.
-Co ci się stało? Niall, słyszysz mnie?
-Susan? -Blondyn otworzył oczy.
-Tak, to ja. -Szepnęłam, po czym objęłam rękoma jego głowę i przytuliłam do piersi.
-Dlaczego tu przyszłaś? -Spojrzał w moje oczy.
-Bo... później ci powiem.
-Nie. Teraz, proszę.
-Bo... Bo ja Cię kocham. -Serce zaczęło mi szybciej bić.
Spojrzałam na Nialla wyczekująco. Ale on nic nie odpowiedział. Podniósł rękę, położył na mojej szyi i przyciągnął do siebie. Po chwili poczułam jak jego rozgrzane wargi stykają się z moimi. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. Chciałam, żeby to trwało wiecznie. Po paru parunastu sekundach rozłączyliśmy usta. Zrozumiałam wtedy, że to był nasz pierwszy prawdziwy pocałunek. Te poprzednie były wymuszone, wynikały one z naszego pożądania, a nie miłości. A teraz obydwoje tego chcieliśmy. I w moim sercu pojawiła się iskierka nadziei, że on też może coś do mnie czuć. Odsunęłam twarz od jego, ale nadal byłam nad nim pochylona. Niall uśmiechnął się. Odpowiedziałam mu tym samym, ale po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy i pojawiła się raczej... troska.
-Co ci się stało? - Powiedział, dotykając mojej poranionej twarzy.
-Nic takiego. Po prostu drzewa na mnie napadały jak Cię szukałam. A co z Tobą?
-No... Chodziłem po lesie, byłem strasznie zły i kopałem w co popada. W pewnym momencie ktoś zakrył moje oczy rękoma, a potem kopnął... w jaja. Kiedy się odwróciłem zobaczyłem Toma i Marcusa. Potem któryś z nich, uderzył mnie pięścią w twarz. Zemdlałem chwilę później, ale czułem jeszcze jak mnie kopali.
-Jeju, to musiało być okropne. -Poczułam jak po moim policzku spływa gorąca łza. Niall widocznie zauważył to, bo pocałował mnie w czoło i otarł ją. Przytuliliśmy się, a następnie zapytałam:
-Możesz wstać?
-Nie wiem. -Podniósł się powoli, po czym zrobił chwiejny krok w moją stronę.
-Nie jest aż tak źle, ale będę musiała Cię trzymać. -Zakomunikowałam, po czym złapałam go pod rękę. Ruszyliśmy powoli, ale czułam, że po 10 minutach przyśpieszyliśmy.
-Masz coś do jedzenia? Strasznie burczy mi w brzuchu. -Zapytał po jakimś czasie blondyn.
-Pewnie. Zapomniałam o tym. -Odpowiedziałam, po czym zdjęłam plecak i schyliłam się w celu wyjęcia prowiantu.
Przebierając wśród wziętych ze sobą rzeczy, przypomniałam sobie, jak bardzo denerwowałam się przed wyjściem z domu. Jak spanikowałam, gdy dowiedziałam się, że Nialla nie ma u Liama. Jak nawrzeszczałam na Paula... No właśnie, chyba będę musiała go przeprosić. To jego wina, ale za bardzo mnie poniosło... Chociaż w zasadzie, byłam taka roztrzęsiona, taka zła, że nawet nie panowałam nad tym co mówię. Mam nadzieję, że Paul to zrozumie. No właśnie! Miałam zadzwonić do mamy, kiedy znajdę Nialla! Zaczęłam macać moje rzeczy w poszukiwaniu telefonu. Trafiłam na coś miękkiego. Aha, kanapki! Położyłam je koło plecaka, po czym wróciłam do poszukiwań. W końcu złapałam coś małego i twardego. Wyjęłam komórkę, zapięłam plecak i założyłam go na siebie. Gdy już wygodnie leżał na moich plecach, schyliłam się po wyjęte rzeczy i odwróciłam do Nialla. Lecz on nie był sam. Koło niego stali Tom i Marcus.
_______________________________________________________


Jeżeli rozdział jest krótki, to przepraszam, ale mądra ja zapomniałam hasła do laptopa, na którym wszystko pisałam i dlatego musiałam bazgrać w zeszycie. No i wyszły mi 4 strony, ale tutaj to niestety nie zawsze jest mniej :C



I pamiętajcie! Czytasz= komentujesz!


wtorek, 6 sierpnia 2013

Cz. 8

Wbiegłam do domu, jakby się paliło. A zresztą po połowie była to prawda, bo policzki aż mi płonęły.
-Co jest z Niallem? Co się stało? –Wykrzyczałam, gdy tylko zobaczyłam zdziwionego Paula.
-Nic. Po prostu już tu nie mieszka. –Odpowiedział spokojnie.
-Jak to? Wyrzuciłeś go z domu? Ty głupku!
-Odnoś się z szacunkiem do starszych. Co się stało? –Zapytała mama, stojąc w progu.
-Paul wyrzucił, Nialla z domu! –Krzyknęłam, po czym rzuciłam się na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach, rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Spokojnie Susan… Ty naprawdę to zrobiłeś? –Zwróciła się do Paula.
-No? Zasłużył sobie.
-Ale ja go kocham! –Wykrzyknęłam z znienacka.
Mama i Paul zamilkli. Dopiero teraz dotarło to do mnie. Zakochałam się w nim, już wtedy, na dworcu. I do dzisiaj nie dopuszczałam do siebie prawdy. Ale tak jest. Kocham Nialla, a teraz jemu grozi niebezpieczeństwo i muszę mu pomóc.
-To, czemu nie powiedziałaś tego wcześniej? Kiedy do niego jechałem? –Zapytał ze złością Paul.
-Bo myślałam, że ty tylko z nim porozmawiasz, wytłumaczysz!
-Ojeju, z Wami to same problemy... I co teraz zrobimy?
-Trzeba do niego zadzownić.
-Ode mnie nie odbierze. Ty dzwoń. –Paul spojrzał na mnie.
Bez wahania wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer blondyna. Każdy sygnał powodował, że moje serce biło jeszcze szybciej, niemal je słyszałam.
-Nie odbiera. –Szepnęłam z rezygnacją.
Mama przytuliła mnie, a po 5 minutach, zadzwoniłam jeszcze raz. Niestety, bez skutku. Kiedy mama i Paul zastanawiali się nad innymi rozwiązaniami, ja z nadzieją przeglądałam kontakty w telefonie, jakbym liczyła na cud. W pewnym momencie zatrzymałam się na jedym z nich. Liam. Jest to przyjaciel Nialla, którego blondynek przedstawił mi parę dni temu. Jest bardzo miły, od razu go polubiłam. Ale czy niebieskooki mógłby się u niego schronić? Wraz z pojawieniem się nowej opcji, powróciła nadzieja. Bez zastanowienia nacisnęłam „zieloną słuchawkę”. Po raz pierwszy tego dnia, ktoś odebrał ode mnie telefon.
-Halo?
-Liam?
-Tak. Fajnie, że dzwonisz Susan.
-Dla mnie nie tak fajnie...
-A co się stało?
-Niall zaginął. Może jest u Ciebie?
-Niestety nie... A czemu...?
-Przepraszam Liam, ale teraz nie mam czasu na wyjaśnienia. Zadzwonię później.
-Ok. To pa.
-No pa.
Powoli opuściłam rękę.
-Idę po niego.
Mama gwałtownie odwróciła się w moją stronę.
-Nie pozwalam ci. To zbyt niebezpieczne.
Ehhh… znów ten „matczyny instynkt”…
-Mamo, ale nie ma innego rozwiązania. Tylko ja mogę go przekonać do powrotu.
-Ale…
-Posłuchaj jej. –Odezwał się Paul. –Ma rację.
-A jak coś ci się stanie?
-Mamo, dam radę. Zresztą powinnaś się liczyć z tym, że nawet, jeżeli teraz mi nie pozwolisz, to ja, bez Twojego pozwolenia, za jakiś czas pójdę go szukać.
-Jeju… No dobrze, ale jeżeli nie wrócisz po 2 godzinach, Paul jedzie Cię szukać. I pamiętaj, żeby zadzwonić, jak go znajdziesz!
-Dobra.
Po pożegnaniu z mamą, spakowałam plecak, do którego włożyłam komórkę, wodę, jedzenie i pieniądze, po czym ruszyłam w stronę lasu.
Kiedy wychodziłam, była 19.47. Skierowałam się na ścieżkę, po której ok. półtora godziny temu biegł Niall. Rozglądałam się uważnie na wszystkie strony, czasem nawoływałam jego imię, ale odpowiadało mi jedynie echo. Po pół godzinie zatrzymałam się, strasznie chciało mi się pić i usłyszałam jakiś szelest zza krzaków. Serce zaczęło mi walić jak młot, a ja zrobiłam krok do tyłu. Na szczęście, po chwili okazało się, że to tylko sarna. Ogólnie, spotkałam tam dużo zwierząt: sowę, jelenia, wiewiórki, węże, dzięcioły, a nawet gdzieś w oddali dostrzegłam lisa. Niestety, były też złe strony mojej wyprawy. Mądra ja, nie przebrałam spodni na długie i miałam całe pokaleczone nogi. Komary tak mnie pogryzły, że były całe opuchnięte, a w dodatku, co jakiś czas potykałam się o wystające z ziemi korzenie, kułam się pokrzywami i co najgorsze: wchodziłam w jakieś krzaki, tak, że podrapałam sobie całe nogi, a po pewnym czasie były całe w krwi. Ręce były w takim samym stanie. Tak, więc, z bólem, który był tak straszny, że nawet już go nie czułam, coraz bardziej zagłębiałam się w otchłaniach lasu. Nagle, kiedy zaczęło się ściemniać, przyśpieszyłam kroku i byłam bardziej nerwowa. Traciłam już nadzieję na odnalezienie Nialla. Pewnie uciekł gdzieś daleko, tak, że już nigdy go nie zobaczę i za miesiąc obydwoje o sobie zapomnimy. Przez te głupie rozmyślania, wpadłam w gałąź, dzięki czemu leciała mi krew również z nosa i wargi. Tak, więc cała we krwi, oraz ze spuchniętymi od płaczu oczami, resztką sił przeszłam parę metrów. ‘Już go nie znajdę. To koniec.’ Pomyślałam z rozpaczą, po czym odwróciłam się, w celu powrotu do domu. Nagle usłyszałam ciche jęknięcie. Powoli odwróciłam głowę. Zza krzaków wystawała blond czupryna.