środa, 16 lipca 2014

cz.12

Zadrżałam. Naprawdę zapomnieliśmy o Liamie. Jak mogłam nie zauważyć że go brakuje?
-I co teraz?
Niall patrzył w moje oczy, jakby szukał odpowiedzi.
-Tato, możemy porozmawiać? -Zapytał po chwili.
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i nastała cisza. Popatrzyłam na mamę. Widać, że się martwiła, ale z Jade było gorzej. Usiadła na kanapie i zaczęła płakać. Twarz schowała w dłoniach i podkuliła nogi. Podeszłam do brunetki i przytuliłam ją.
-Liam jest dla mnie bardzo ważny. -Wyszlochała.
-Wiem. Nic się z nim nie stanie, przecież jest silny, na pewno szybko się nie podda. -Taką bynajmniej mam nadzieję.
Kontem oka zobaczyłam że mama wyszła do kuchni. Oparłam głowę na Jade i spojrzałam za okno. Przed drzwiami wejściowymi stał Niall z Paulem. Widać, że obaj byli zdenerwowani. Blondyn przeczesał swoje włosy i spojrzał na ziemię. Ojciec coś mu tłumaczył. Przez chwilę obaj nic nie mówili, aż w końcu Niall westchnął i złapał za klamkę.
Gdy tylko weszli do pokoju, stanęłyśmy z Jade na baczność czekając na wyjawnienie planu. Zamiast tego usłyszałam:
-Jade, możemy porozmawiać?
Skinęłam głową. Niall objął mnie w pasie i wyszliśmy przed dom.
-Usiądź, proszę. -Blondyn wskazał na ławkę stojącą koło drzwi.
-Dziękuję, postoję.
Chłopak westchnął, złapał mnie za ręce i patrząc w oczy powiedział:
-Zdecydowaliśmy z tatą, że pojedziemy tam. Nie będziemy angażować w to policji, moglibyśmy tylko przysporzyć sobie kłopotów.
Przestraszyłam się. Po paru sekundach opowiedziałam:
-Niall, nie damy rady. Co prawda nas jest czterech-nie liczyłam mamy, wiedziałam że za bardzo się boi-a ich dwóch, ale zauważ, oni mają broń.
-Susan, nie rozumiesz mnie. Jadę tylko ja z tatą.
Zaniemówiłam. Nie odezwałam się. Moje oczy się zamgliły. Spojrzałam na nasze splecione ręce, moje były bardzo spocone.
Blondyn złapał mnie za podbródek, tak abym spojrzała w jego oczy, jednak nic nie powiedział.
Zlustrowałam jego anielską twarz. Wąskie, różowe usta drżały. Niebieskie jak morze oczy, wyblakły i były smutne. Urocze rumieńce zniknęły. Ale nadal był idealny. Poczułam jak łza wylatuje z mojego oka. Powoli spływała po policzku, moich ustach i zatrzymała się na podbródku. Niall otarł ją, ale to nic nie dało. Łzy spływały po mojej twarzy jak z wodospadu.
-Nie płacz, proszę. Wrócę.
-To nie jest takie proste. Bardzo bym tego chciała, ale ci ludzie są niebezpieczni, jeżeli teraz coś im zrobisz to będą cię nękać do końca życia. Błagam, zadzwoń po policję.
-Nie mogę.-Blondyn spuścił wzrok.
-Niall, kocham cię do cholery i nie chcę cię stracić. A jaką mam pewność, że wrócisz? Żadną. Więc, proszę, zostań...-Znowu się rozpłakałam.
-Susan, też cię kocham. Naprawdę, nigdy nie czułem czegoś takiego przy żadnej dziewczynie. Ale muszę jechać, Liam to mój przyjaciel.
Nie odezwałam się.
Staliśmy tak minutę, w ciszy.
Nagle blondyn puścił moje ręce i podszedł do ogródka mojej mamy. Zerwał stokrotkę, ułożył w kształt koła i związał. Zastanawiałam się co on robi, ale nie zdążyłam się domyślić, bo Niall podszedł do mnie i uklęknął na jednej nodze.
-Wyjdziesz za mnie?
-Niall co ty... -Blondyn nie czekając na odpowiedź założył "pierścionek" na mój palec.
-Prawdziwy dostaniesz jak wrócę. Teraz mi wierzysz?
Znowu poleciała mi łza. Przepłynęła moją twarz i spadła na usta blondyna, który wciąż klęczał.
Chłopak uśmiechnął się i wstał. Pocałowałam go, czując słony smak.
-Kocham cię księżniczko. -Niall założył mi włosy za ucho.
Mocno go przytuliłam szepcząc "Ja ciebie też".
Blondyn jeszcze raz mnie pocałował, powiedział "Do zobaczenia za godzinę" i odszedł w stronę samochodu w którym czekał Paul.

                                
                                                                *****
-Niall-

Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Najważniejsze teraz było, aby skupić się na zadaniu. Bałem się. Naprawdę zależało mi na Susan, kocham jej czekoladowe oczy, promienny uśmiech i miękkie usta.
W końcu dojechaliśmy. Tata zaparkował za krzakami, po czym szybko wysiedliśmy. Mocniej chwyciłem otrzymaną wcześniej broń. Szliśmy gęsiego wzdłuż ścieżki prowadzącej do tyłu ich magazynu. Dokładnie tam, gdzie wcześniej przetrzymywali mnie i Susan. Kiedy doszliśmy do wielkich, metalowych drzwi, tata złapał za klamkę. Ale zanim zdążył ją nacisnąć usłyszeliśmy głos Marcusa.
-Gdzie się wybieracie? Ja i Tom nie lubimy gdy ktoś nieproszony wchodzi na nasz teren.
Nagle tata uderzył go w brzuch.
-Biegnij Niall! Weź Liama, spotkamy się przy samochodzie!
Przestraszony pchnąłem metalowe drzwi i wbiegłem na ciemny korytarz. Rozejrzałem się. Usłyszałem krzyk i strzał pistoletu. Błagam, żeby to ojciec celował. Nie zastanawiając się dłużej, wbiegłem do pomieszczenia po lewo. Zobaczyłem Liama przywiązanego grubym sznurem do kaloryfera. Nie ruszał się. Gdy do niego podszedłem uniósł głowę.
-Niall?
-Tak stary, chodź, spierdalamy stąd.
-Nie tak szybko! -Za mną stał Tom.
Wyjąłem pistolet.
-Dzieciaku, odłóż ten pistolet. Ze mną nie wygrasz.
Wyciągnąłem rękę i szybko nacisnąłem spust.
Trafiłem w ramię. Kurwa.
Mężczyzna zaśmiał się i wycelował we mnie swoim pistoletem.
Zrobiłem to samo.
Z tą różnicą, że Tom nie czekał.


                                                                  *****
-Jade-
Siedziałyśmy z mamą i Jade w domu, każda martwiła się o kogoś innego, kiedy usłyszałyśmy samochód podjeżdżający pod nasz dom. Po chwili drzwi się otworzyły.
-Liam! -Jade pisnęła i rzuciła się na posiniaczonego i zakrwawionego bruneta.
-Oh, Paul jesteś! -Moja mama wcześniej wylała morze łez, dlatego teraz jedynie podbiegła do męża i pocałowała go w usta.
Kiedy te pary się przytulały, czekałam na mojego ukochanego. Ale przez otwarte drzwi nikt nie wszedł.
-G-g-gdzie Niall? -Łza spłynęła po moim policzku.
Liam przypomniał sobie o moim istnieniu i wyrywając się z objęć Jade odpowiedział:
-Niall jest w szpitalu. Tom strzelił mu w klatkę piersiową.
Zapłakałam.
Brunet przytulił mnie.
-Czy on żyje?
-Tak, lekarze powiedzieli że nie widać żeby trafił w serce.
-Pojedźmy tam, Proszę.
Już po 10 minutach biegłam szpitalnym korytarzem szukając pokoju 436.
W końcu znalazłam. Wpadłam do pomieszczenia rozglądając się za ukochanym.
Na pierwszym łóżku leżał starszy mężczyzna, koło 60. Spojrzałam na sąsiednie. Tam był chłopak, ale nie mój. Zerknęłam na drugą stronę. Oba łóżka były wolne.
-Co pani tu robi? Proszę stąd wyjść? -Za mną stanęła pielęgniarka.
-Szukam mojego narzeczonego! Gdzie on jest? -Krzyknęłam płacząc i zaczęłam potrząsać kobietą.
Nagle w pokoju pojawił się Paul. Był spocony, razem z resztą biegli za mną.
-Susan, zostaw panią.
Puściłam ją.
-Przepraszam.
Kobieta spojrzała na mnie i fuknęła.
-Mogłaby nam pani powiedzieć gdzie leży Niall Horan? Jest moim synem.
Pielęgniarka chwilę milczała po czym powiedziała, żebyśmy poszli za nią.
Po 5 minutach znaleźliśmy się pod wielkimi drzwiami na których napisane było "BLOK OPERACYJNY". Czekaliśmy na lekarza, który miał nam powiedzieć jaki jest stan blondyna.
Po chwili, która trwała dla mnie niemiłosiernie długo, drzwi się otworzyły.
-Pan Horan? -Spytał Paula.
-Zgadza się.
-Czy on żyje?! -Krzyknęłam.
Jade przytuliła mnie i pogłaskała po głowie.
-Jesteś jego siostrą?
-Narzeczoną.
Gdy wypowiedziałam te słowa, zauważyłam zdziwione miny moich towarzyszy.
-W takim razie, pani mogę powiedzieć pierwszej.
Odeszłam na bok z lekarzem, a gdy się odwróciłam widziałam nadzieję wypisaną na twarzy każdego z nich. Zawdzięczałam im naprawdę wiele, gdyby nie moja rodzina i przyjaciele, rozszarpałabym każdego w tym szpitalu.
-Więc...
Serce strasznie mi biło. Przecież Niall był dla mnie całym światem.  
Dopiero po chwili zauważyłam, że lekarz właśnie to powiedział.
-Przepraszam, może pan powtórzyć? Zamyśliłam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz