wtorek, 6 sierpnia 2013

Cz. 8

Wbiegłam do domu, jakby się paliło. A zresztą po połowie była to prawda, bo policzki aż mi płonęły.
-Co jest z Niallem? Co się stało? –Wykrzyczałam, gdy tylko zobaczyłam zdziwionego Paula.
-Nic. Po prostu już tu nie mieszka. –Odpowiedział spokojnie.
-Jak to? Wyrzuciłeś go z domu? Ty głupku!
-Odnoś się z szacunkiem do starszych. Co się stało? –Zapytała mama, stojąc w progu.
-Paul wyrzucił, Nialla z domu! –Krzyknęłam, po czym rzuciłam się na ziemię i ukrywając twarz w dłoniach, rozpłakałam się jak małe dziecko.
-Spokojnie Susan… Ty naprawdę to zrobiłeś? –Zwróciła się do Paula.
-No? Zasłużył sobie.
-Ale ja go kocham! –Wykrzyknęłam z znienacka.
Mama i Paul zamilkli. Dopiero teraz dotarło to do mnie. Zakochałam się w nim, już wtedy, na dworcu. I do dzisiaj nie dopuszczałam do siebie prawdy. Ale tak jest. Kocham Nialla, a teraz jemu grozi niebezpieczeństwo i muszę mu pomóc.
-To, czemu nie powiedziałaś tego wcześniej? Kiedy do niego jechałem? –Zapytał ze złością Paul.
-Bo myślałam, że ty tylko z nim porozmawiasz, wytłumaczysz!
-Ojeju, z Wami to same problemy... I co teraz zrobimy?
-Trzeba do niego zadzownić.
-Ode mnie nie odbierze. Ty dzwoń. –Paul spojrzał na mnie.
Bez wahania wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam numer blondyna. Każdy sygnał powodował, że moje serce biło jeszcze szybciej, niemal je słyszałam.
-Nie odbiera. –Szepnęłam z rezygnacją.
Mama przytuliła mnie, a po 5 minutach, zadzwoniłam jeszcze raz. Niestety, bez skutku. Kiedy mama i Paul zastanawiali się nad innymi rozwiązaniami, ja z nadzieją przeglądałam kontakty w telefonie, jakbym liczyła na cud. W pewnym momencie zatrzymałam się na jedym z nich. Liam. Jest to przyjaciel Nialla, którego blondynek przedstawił mi parę dni temu. Jest bardzo miły, od razu go polubiłam. Ale czy niebieskooki mógłby się u niego schronić? Wraz z pojawieniem się nowej opcji, powróciła nadzieja. Bez zastanowienia nacisnęłam „zieloną słuchawkę”. Po raz pierwszy tego dnia, ktoś odebrał ode mnie telefon.
-Halo?
-Liam?
-Tak. Fajnie, że dzwonisz Susan.
-Dla mnie nie tak fajnie...
-A co się stało?
-Niall zaginął. Może jest u Ciebie?
-Niestety nie... A czemu...?
-Przepraszam Liam, ale teraz nie mam czasu na wyjaśnienia. Zadzwonię później.
-Ok. To pa.
-No pa.
Powoli opuściłam rękę.
-Idę po niego.
Mama gwałtownie odwróciła się w moją stronę.
-Nie pozwalam ci. To zbyt niebezpieczne.
Ehhh… znów ten „matczyny instynkt”…
-Mamo, ale nie ma innego rozwiązania. Tylko ja mogę go przekonać do powrotu.
-Ale…
-Posłuchaj jej. –Odezwał się Paul. –Ma rację.
-A jak coś ci się stanie?
-Mamo, dam radę. Zresztą powinnaś się liczyć z tym, że nawet, jeżeli teraz mi nie pozwolisz, to ja, bez Twojego pozwolenia, za jakiś czas pójdę go szukać.
-Jeju… No dobrze, ale jeżeli nie wrócisz po 2 godzinach, Paul jedzie Cię szukać. I pamiętaj, żeby zadzwonić, jak go znajdziesz!
-Dobra.
Po pożegnaniu z mamą, spakowałam plecak, do którego włożyłam komórkę, wodę, jedzenie i pieniądze, po czym ruszyłam w stronę lasu.
Kiedy wychodziłam, była 19.47. Skierowałam się na ścieżkę, po której ok. półtora godziny temu biegł Niall. Rozglądałam się uważnie na wszystkie strony, czasem nawoływałam jego imię, ale odpowiadało mi jedynie echo. Po pół godzinie zatrzymałam się, strasznie chciało mi się pić i usłyszałam jakiś szelest zza krzaków. Serce zaczęło mi walić jak młot, a ja zrobiłam krok do tyłu. Na szczęście, po chwili okazało się, że to tylko sarna. Ogólnie, spotkałam tam dużo zwierząt: sowę, jelenia, wiewiórki, węże, dzięcioły, a nawet gdzieś w oddali dostrzegłam lisa. Niestety, były też złe strony mojej wyprawy. Mądra ja, nie przebrałam spodni na długie i miałam całe pokaleczone nogi. Komary tak mnie pogryzły, że były całe opuchnięte, a w dodatku, co jakiś czas potykałam się o wystające z ziemi korzenie, kułam się pokrzywami i co najgorsze: wchodziłam w jakieś krzaki, tak, że podrapałam sobie całe nogi, a po pewnym czasie były całe w krwi. Ręce były w takim samym stanie. Tak, więc, z bólem, który był tak straszny, że nawet już go nie czułam, coraz bardziej zagłębiałam się w otchłaniach lasu. Nagle, kiedy zaczęło się ściemniać, przyśpieszyłam kroku i byłam bardziej nerwowa. Traciłam już nadzieję na odnalezienie Nialla. Pewnie uciekł gdzieś daleko, tak, że już nigdy go nie zobaczę i za miesiąc obydwoje o sobie zapomnimy. Przez te głupie rozmyślania, wpadłam w gałąź, dzięki czemu leciała mi krew również z nosa i wargi. Tak, więc cała we krwi, oraz ze spuchniętymi od płaczu oczami, resztką sił przeszłam parę metrów. ‘Już go nie znajdę. To koniec.’ Pomyślałam z rozpaczą, po czym odwróciłam się, w celu powrotu do domu. Nagle usłyszałam ciche jęknięcie. Powoli odwróciłam głowę. Zza krzaków wystawała blond czupryna.



3 komentarze: